- Kategorie bloga:
- bulls.31
- cube.297
- kasztany.190
- miasto.250
- mtb.145
- na zimówce.54
- paco.114
- starty.39
- szosa.344
- trenażer.24
- vision.66
Memoriał Sławomira Rubina
Niedziela, 4 sierpnia 2013 | dodano:07.08.2013 Kategoria cube, starty, szosa
- DST: 112.00km
- Czas: 02:42
- VAVG 41.48km/h
- VMAX 61.50km/h
- Temp.: 25.0°C
- HRmax: 189 ( 97%)
- HRavg 166 ( 86%)
- Kalorie: 2541kcal
- Podjazdy: 470m
- Sprzęt: Cube rantujący Peloton
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwsze dwie rundy bardzo szybkie, na starcie ustawiony byłem pod koniec grupy i nie miałem siły przejść z kity do czuba. Około 1,5 rundy jechałem blisko końca (a więc i gilotyny), lecz na szczęście udało się to jakoś przetrwać i nie zostać urwanym. Grupa mocno się naciągała z powodu wielu ataków, odsłoniętego terenu (szczęśliwie za lekko dmuchało na porządny rant) i powtarzających się ostrych lub 90-stopniownych zakrętów.
Na trzeciej rundzie (w nogach >50 km) tempo delikatnie się uspokoiło (nie żeby spadło, po prostu słabsze skoki chętnych do odjazdu. Zacząłem łapać trochę oddechu i sprawdziłem nogę, co po kontrze mocniejszych zawodników zaowocowało ciężkim zagięciem, późniejszym spłynięciem do nadciągającego peletonu i walką o utrzymanie się w grupie. To chyba na tej rundzie był groźny moment, gdy silna osobowo ucieczka (min. Łukasz i gość z Żolibera + 3-4 innych) odjechała, a w wyniku pogoni peleton podzielił się na trzy (!!) grupki. Nie wiem jak i dlaczego (z tyłu mało widać, ogólnie wypluwałem płuca wtedy) ale wszystko się zjechało. To na tej rundzie miałem myśli typu Co ja tu robię i dlaczego nie zostałem w domu?
Czwarta runda początkowo spokojna, ale to właśnie na niej odjechała decydująca ucieczka (po przeszło 80 km i 2h walki!). Peleton wydawałbyć się wykrwawiony, miałem wrażenie że sporo osób chce wyłącznie dojechać do kreski. Mimo to dalej dynamicznie bujamy się w przedziale 30 km/h (przed zakrętem) i 50-60 km/h chwilę po zakręcie. Im bliżej do mety, tym czułem się lepiej albo po prostu widoczne oznaki zmęczenia u innych zawodników podnosiły mnie na duchu.
Ostatnia piąta runda to walka z łechczącymi uda i podudzia skurczami (wygrana). Musiałem być już lekko wycięty, gdyż przy przechodzeniu do przodu na początku ostatniej pętli złapałem pierwsze pobocze (bez konsekwencji), a złapanie drugiego pobocza na 500 metrów do mety było konsekwencją zbyt dużej agresji przy wielkim zmęczeniu i spadku koncentracji. Drugie pobocze też w sumie bez konsekwencji, ale wytraciłem prędkość, przez co nie mogłem spróbować swoich sił w sprincie o któreś tam miejsce w grupie (za ryzykownie chciałem przyciąć zakręt i asfalt się skończył). Koniec końców zająłem jedno z ostatnich miejsc w peletonie, a fakt ten wyjątkowo mnie irytuje, gdy patrzę w wyniki :-). Ucieczka przyjechała mniej niż 30 sekund przed peletonem i wyglądali na zdrowo umordowanych.
Podsumowując: wyścig dobrze zorganizowany oraz zabezpieczony. Dobra obstawa dla grupy i ucieczki. To był mój najdłuższy wyścig na szosie, jednocześnie w najwyższym tempie.
Na trzeciej rundzie (w nogach >50 km) tempo delikatnie się uspokoiło (nie żeby spadło, po prostu słabsze skoki chętnych do odjazdu. Zacząłem łapać trochę oddechu i sprawdziłem nogę, co po kontrze mocniejszych zawodników zaowocowało ciężkim zagięciem, późniejszym spłynięciem do nadciągającego peletonu i walką o utrzymanie się w grupie. To chyba na tej rundzie był groźny moment, gdy silna osobowo ucieczka (min. Łukasz i gość z Żolibera + 3-4 innych) odjechała, a w wyniku pogoni peleton podzielił się na trzy (!!) grupki. Nie wiem jak i dlaczego (z tyłu mało widać, ogólnie wypluwałem płuca wtedy) ale wszystko się zjechało. To na tej rundzie miałem myśli typu Co ja tu robię i dlaczego nie zostałem w domu?
Czwarta runda początkowo spokojna, ale to właśnie na niej odjechała decydująca ucieczka (po przeszło 80 km i 2h walki!). Peleton wydawałbyć się wykrwawiony, miałem wrażenie że sporo osób chce wyłącznie dojechać do kreski. Mimo to dalej dynamicznie bujamy się w przedziale 30 km/h (przed zakrętem) i 50-60 km/h chwilę po zakręcie. Im bliżej do mety, tym czułem się lepiej albo po prostu widoczne oznaki zmęczenia u innych zawodników podnosiły mnie na duchu.
Ostatnia piąta runda to walka z łechczącymi uda i podudzia skurczami (wygrana). Musiałem być już lekko wycięty, gdyż przy przechodzeniu do przodu na początku ostatniej pętli złapałem pierwsze pobocze (bez konsekwencji), a złapanie drugiego pobocza na 500 metrów do mety było konsekwencją zbyt dużej agresji przy wielkim zmęczeniu i spadku koncentracji. Drugie pobocze też w sumie bez konsekwencji, ale wytraciłem prędkość, przez co nie mogłem spróbować swoich sił w sprincie o któreś tam miejsce w grupie (za ryzykownie chciałem przyciąć zakręt i asfalt się skończył). Koniec końców zająłem jedno z ostatnich miejsc w peletonie, a fakt ten wyjątkowo mnie irytuje, gdy patrzę w wyniki :-). Ucieczka przyjechała mniej niż 30 sekund przed peletonem i wyglądali na zdrowo umordowanych.
Podsumowując: wyścig dobrze zorganizowany oraz zabezpieczony. Dobra obstawa dla grupy i ucieczki. To był mój najdłuższy wyścig na szosie, jednocześnie w najwyższym tempie.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!